sobota, 1 sierpnia 2015

"Losing hope" Colleen Hoover




Czasami, aby pójść naprzód, trzeba najpierw sięgnąć głęboko w przeszłość. Przekonał się o tym Dean Holder. Przez wiele lat zmagał się z poczuciem winy, że kiedyś pozwolił odejść małej dziewczynce. Od tego czasu szukał jej uparcie, ale nie spodziewał się, że gdy ponownie się spotkają, ogarną go jeszcze większe wyrzuty sumienia.

"Losing Hope" to historia trojga młodych ludzi naznaczonych przez traumatyczne doświadczenia. Każde z nich wybrało inny sposób na to, by sobie z nimi poradzić – nie każde z nich wybrało życie.





Jak już wspominałam ostatnio, "Hopeless" po prostu roztrzaskało mnie na miliony drobnych kawałów. Jeszcze tego samego dnia sięgnęłam więc po "Losing hope" (chyba tylko i wyłącznie po to, żeby moje "miliony kawałków" przerodziło się w "miliardy kawałków", ale wtedy nie byłam jeszcze tego świadoma). 


Na początku myślałam, że "Losing.." będzie bardzo podobne do "Hopeless". Przecież to ta sama historia, tylko opowiedziana z punktu widzenia Holdera. Jednak już w pierwszym rozdziale dotarło do mnie, że pomyliłam się o całe lata świetlne. Cała opowieść zaczyna się rok wcześniej niż "Hopeless" i na początku koncentruje się na Less, siostrze Holdera. Na światło dzienne wypływają delikatnie tylko dotknięte poprzednio wątki. Ból i rozpacz całej rodziny chłopaka, jego stosunki z rodzicami i znajomymi. Trochę podniosło mnie to na duchu. "A może jednak nie będzie tak nudno, jak zakładałam", pomyślałam kończąc czytać uwaga, uwaga... pierwszy rozdział.


Teraz mogłabym rozpisywać się, jak to pokochałam tą książkę i bohaterów. Nie zrobię tego, ponieważ chciałabym zostać jak najbardziej obiektywna. Mam nadzieję, że mi  się to uda. A więc, zacznijmy od pozytywów. Na pewno niepowtarzalny styl autorki, o którym wspominałam ostatnio. Opowieść o losach Sky i Holdera ani na chwilę nie pozwalała nudzić się czytelnikowi, co zalicza się na ogromny plus i dowodzi talentu Hoover. Nie mogę również pominąć kilku ciekawych scen, takich jak spotkania Holdera z Breckin'em, nieopisanych w poprzedniej części. Bardzo przypadło mi do gustu zakończenie, ale to rozwinę za chwilę.


Obiektywizm polega na tym, że potrafimy wskazać czyjeś wady i zalety, nie sugerując się naszą sympatią lub jej brakiem. Chcąc, nie chcąc, przyszedł teraz czas na wady "Losing hope". Ten akapit raczej nie będzie długi, ponieważ tak na prawdę w oczy rzuciły mi się tylko dwie nieprzychylne cechy. Pierwszą z nich są powtórzenia zastosowane przez autorkę. Jeżeli w "Hopeless" Sky pomyślała, że Holder jest zdenerwowany, to w "Losing hope" Holder na prawdę był zdenerwowany, i na odwrót. Jeżeli w "Losing hope" Holder domyślała się jak czuje się Sky, to w "Hopeless" dziewczyna faktycznie się tak czuje. Można podpiąć to pod świetną znajomość obojga bohaterów, ale mnie po prostu to denerwowało. Drugim (i jednocześnie ostatnim) minusem jest okładka. Przy "Hopeless" byłam zachwycona, ale przy "Losing hope" już nie bardzo... Nie mam pojęcia czemu kojarzy mi się ona ze szpitalem. To pewnie przez to nieskazitelnie białe tło.


Podsumowując, opowieść o losach Sky i Holdera po prostu mnie urzekła. W szkole usłyszałam od jednej dziewczyny, że nie chce czytać "Losing hope", ponieważ zna już tą historię i czytanie jej po raz drugi nie będzie miało większego sensu, bo zna ją już doskonale. Jest to bardzo myle stwierdzenie. Osoby, które przeczytały "Hopeless", a nie czytały "Losing hope" nie znają całej prawdy, a tylko połowę. W komentarzach pod recenzją "Hopeless" przeczytałam również, że niektórzy nie przeczytali tej książki ze względu na drugą część, która jest dużo gorsza. Nie macie się o co martwić. Druga część jest jeszcze lepsza od poprzedniej (no i koniec mojego obiektywizmu...). Bez żadnych wyrzutów mogę polecić ją wszystkim, którzy dorośli do tak poważnego tematu.
W "Hopeless" po prostu się zakochałam, "Losing hope" po prostu pokochałam.

Moja ocena: 10/10


---Sara Gray---

Jak już zdążyliście pewnie zauważyć, trochę się tu pozmieniało (mam nadzieję, że na lepsze). Jeżeli widzicie w wyglądzie mojego bloga coś, co można by jeszcze poprawić śmiało piszcie w komentarzach! Zapraszam Was również na Facebook'a, gdzie rozpoczęłam dzisiaj 30 days book challenge :D

8 komentarzy:

  1. Wczoraj skończyłam czytać Hopeless i teraz mam w planach Losing Hope. Bałam się, że druga część przedstawiona z punktu widzenia Holdera, będzie bardzo podobna do pierwszej, jednak rozwiałaś moje wątpliwości, więc nie pozostaje mi nic innego, tylko sięgnąć po nią jak najszybciej ;)
    http://alejaczytelnika.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właśnie czytam "Losing Hope" i mam całkowicie inne odczucia do tej książki niż ty. Z jednej strony to bardzo ciekawe, że możemy z bliska poznać Deana, jego uczucia i myśli, ale ta sama historia powtarza się po raz kolejny nie wywierając większego wrażenia niż jej poprzedniczka, mimo że w tej książce emocje Holdera szaleją.

    Pozdrawiam:*
    http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też skończyłam niedawno "Hopeless" i się w tej książce zakochałam :) Ale chyba nie sięgnę po tę "kontynuację", boję się powielania właśnie i powtarzania pewnych sytuacji, wydarzeń. A chyba nie chcę sobie psuć jakże dobrej opinii o pierwszej części. Ale kto wie, może kiedyś się skuszę.

    Ja myslę dokładnie odwrotnie o okładkach. W "Hopeless" mi się nie podoba a tutaj bardzo :)

    Pozdrawiam, Insane z http://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Póki co, z twórczości Hoover czytałam jedynie Pułapkę uczuć i naprawdę zostałam mile zaskoczona, także zamierzam w najbliższym czasie wzbogacić się o Hopeless i Maybe someday ^^

    Nominowałam Cię do mojego TAGu: Książkowa sztuka. Zachęcam do wzięcia udziału :)
    LimoBooks :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy czyta się Twoje recenzje tych książek, aż chce się pobiec do księgarni i kupić swoje egzemplarze :D Ale powieści pani Hoover są na mojej liście już od jakiegoś czasu, pewnie dlatego, że o tych tytułach jest całkiem głośno. Spotkałam się z różnymi opiniami, ale chyba przeważają te pozytywne. Na początku bardzo sceptycznie podchodziłam do faktu, że "Losing hope" tak jakby powtarza historię opisaną w "Hopeless", bo to rzeczywiście na pierwszy rzut oka wydawało się bezcelowe, na szczęście dzięki Twojej opinii nie zraziłam się do sięgnięcia po drugą część, kiedy będzie mi już dane zapoznać się z pierwszą. Zresztą już teraz jestem pewna, że mi się spodoba, po prostu lubię tego rodzaju powieści :) Dlatego nie mogę się doczekać, gdy sama będę mogła sobie wyrobić opinię w tym temacie.
    A recenzja jest świetna, blog też wygląda dobrze :)
    rude-pioro.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny blog, zapraszam do siebie jestem tutaj nowa. Miłego wieczoru:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uważam, że "Hopeless" i "Losing hope" się uzupełniają. Razem to kompletna historia, spójna. Właściwie te dwie książki traktuje bardziej jak jedną spójną opowieść z dwóch perspektyw. :) Pozdrawiam :)
    http://ich-perspektywy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń